Stanley E. Rychlicki

Stanley E. Rychlicki (1920 – 2014)

Stanley Rychlicki urodził się 12 grudnia 1919 r. Służbę rozpoczął już w wieku 15 lat, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Wtedy to wstąpił do służby cywilnej (Civilian Conservation Corp.), gdzie służył przez 3 lata w Virginii oraz Pensylwanii. W 1942 r. próbował zaciągać się do Piechoty Morskiej (US Marines), ale nie został przyjęty z powodów zdrowotnych. Lekarz stwierdził u niego zły stan uzębienia. Stanley odpowiedział, że nie zamierza gryźć wroga, tylko do niego strzelać ale i tak nie zaliczył komisji lekarskiej. Nie powstrzymało go to i w kwietniu 1942 r. zgłosił się na ochotnika do sił powietrznych USA (United States Army Air Corp.). Służbę rozpoczął 22 lipca 1942 r. Ukończył podstawowe szkolenie w Miami na Florydzie, a następnie szkolenie zaawansowane (Advanced Individual Training) w Aterbury, Indiana. Szkolenie to uczyniło z niego wykwalifikowanego radiooperatora. Jego pierwszy przydział to Denver, Kolorado, gdzie stał się członkiem jednej z pierwszych załóg 531. Szwadronu Bombowców, 380. Grupy Bombowej (531st Bomber Squadron, 380th Bomber Group.).

W 1943 przez pomyłkę nie uwzględniono go w planie lotu i Stanley nie wszedł na pokład B-24. Samolot rozbił się i cała załoga zginęła. Jego jednostka została skierowana do Darwin w Australii, gdzie dotarła na pokładzie USS Mt. Vernon. Podczas rejsu pełnił obowiązki w mesie w stopniu sierżanta (Mess Sergeant) oraz kwatermistrza. Obowiązki sierżanta pełnił także na kilku lekkich okrętach wsparcia przybrzeżnego tzw. LCS, służąc na wodach Pacyfiku. Był także członkiem kilku załóg C-47 oraz B-24 podczas misji na Filipinach.

Uczestniczył w bitwach: Nowa Gwinea, Archipelag Bismarcka, Północne Wyspy Salomona, Luzon, Okinawa, Południowe Filipiny i Zachodni Pacyfik. Był na pokładzie B-24, który przewoził pierwszą amerykańską bombę atomową. Oczywiście załoga nie miała wtedy o pojęcia o zawartości ładunku. Na Pacyfiku spędził półtora roku i wrócił do kraju na pokładzie USS President Jackson. Dalej kontynuował szkolenie na B-24 w Alpaso, Teksas. Ze służby został zwolniony 28 października 1945 r.

Za swoją służbę został odznaczony:

  • Good Conduct Medal
  • Philippine Liberation Ribbon
  • Distinguished Unit Badge w/1 Bronze Cluster
  • Asiatic-Pacific Theater Ribbon w/7 Bronze Stars

Po zakończonej wojnie i służbie wrócił do rodzinnego miasta Naticoke, Pansylwania i kontynuowała rodzinną tradycję pracy w kopalni. Jednak przez 3 lata aż trzykrotnie otarł się o śmierć w bardzo poważnych wypadkach – był dwukrotnie zasypany i raz uczestniczył w ciężkim wypadku górniczej kolejki. Uznał, że czas na zmiany w jego zawodowym życiu i ruszył w nieznane. Nie bardzo wiedząc co chce robić podjął pracę w Korporacji Atlantyckiej (Atlantic Corporation) i stał się „Piechurem Rurociągu” (Pipeline Walker). Przez następne 25 lat dokonywał pieszo (!!!) inspekcji rurociągu z Filadelfii do Reading i z Reading do Wilkes-Barre w Pensylwanii. Odległości między tymi miastami to odpowiednio 77 i 58 mil, co daje nam łącznie ponad 216 kilometrów! Jakby tego było mało to trasy te przebiegają przez góry, Appalachy.

Następnie został przeniesiony do stanu Nowy Jork i kontynuował swoją pracę przez 12 lat obchodząc rurociąg pomiędzy Buffalo i Rochester. Tym razem to dystans prawie 120 km. Chodził 6 dni w tygodniu, zużywając 5-6 par butów miesięcznie i to bez względu na warunki pogodowe oraz porę roku. W czasie ciężkich zim grząsł w śniegu, więc sprawił sobie śnieżne buty, które do dziś są ozdobą jego salonu. Przedzierał się przez lasy i przeprawiał przez rzeki. Często ocierał się o niebezpieczeństwo, spotykając na swojej drodze dzikie psy, wściekłe lisy, niedźwiedzie i wszelakie robactwo. Został nawet ukąszony przez węża.

W 1985 r. przeszedł na emeryturę, po 37 latach pracy jako „Piechur Rurociągu”. Podczas swojej pracy, przez 37 lat, przeszedł 136,800 mil, co daje jakieś 220 tysięcy kilometrów! I w dodatku opuścił jedynie 3 dni pracy. Za swój wyczyn został trzykrotnie wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa, jako człowiek który przeszedł największą odległość podczas swojej zawodowej kariery. Po przejściu na emeryturę zajął się ogrodnictwem, ale nie mógł wysiedzieć na miejscu. Zaangażował się w dobroczynne akcje (opieka nad szkołami, szpitalami), które polegały na … chodzeniu. I tak dobroczynnie chodził od 5 do 22 km na każdej imprezie. Przez kilka lat rekonstruował Cadillaca (Cadillac Fleetwood Brougham) z 1985, za którego otrzymał 22 nagrody na różnych pokazach i wystawach samochodów.

Czynnie uczestniczył w życiu weteranów wojennych i ich organizacjach. Każdego roku, 4 lipca, wciągał na masz 13 flag ku pamięci 13 przyjaciół, których stracił podczas wojny. Był jednym ze 100 weteranów wybranych do honorowego lotu do Waszyngtonu. Stało się to możliwe dzięki akcji studentów Caledonia-Mumford School z jego rodzinnego miasta. Otrzymał także honorowy dyplom tej szkoły, której wcześniej nie ukończył ze względu na wojnę i służbę wojskową. Na pokazach lotniczych w 2008 r. (2008 USO Memories Geneseo Air Show ) otrzymał nagrodę za najlepszy mundur. Wziął też udział, jako gość honorowy, w rozgrywkach drużyny futbolu amerykańskiego Buffalo Bills, 1 listopada 2009 r. Stan Nowy Jork uhonorował go gwiazdą oraz medalem za szczególną służbę i niezwykłe wartości (NYS Conspicuous Service Star i NYS Medal for Merit). Senat Stanu Nowy Jork wprowadził go też do Sali Weteranów (New York State Senate Veterans’ Hall of Fame), jako przedstawiciela 59. dzielnicy. W Dniu Pamięci (Memorial Day) odbył wraz ze swoim synem Arnoldem podróż do Albany, gdzie został pozdrowiony przez senatora Dale’a Volker’a, który nominował go do tego zaszczytu. Podczas imprezy Stanley dobrze się bawił, komentując wysoką cenę senackich krzeseł i żartując z gości dających mu góra 75 lat, a miał już 90.

Mieszkał w Kaledonii i mimo 90 lat był ciągle bardzo aktywny. W 2010 r. obchodził ze swoją żoną Rosemary 63 rocznicę ślubu. Miał czworo dzieci – córka Gloria, która już nie żyje i trzech synów: Arnold, Joseph and Stanley Jr. Miał kilkoro wnucząt – Jenea Rychlicki, Stash Merritt, Jennifer, Samantha, Aaron, Jacob Rychlicki. Sam mówił, że nie wie czemu w życiu spotkało go tyle dobrego i czemu los mu tak sprzyja. Zawsze powtarzał, że Pan zachował go, by mógł młodym przekazać im swoją wiedzę i opowiedzieć, jak dobrze przeżyć swoje życie, więc czyni to przy każdej okazji.

Stanley Rychlicki zmarł 24 listopada 2014 r. Zobacz nekrolog <<<tutaj>>>.