Poradnik cz. 2

Ustne zeznania, to punkt wyjścia i zaczepienia, ale w genealogii podstawą są dokumenty, takie jak metryki (akty): urodzenia, ślubu i zgonu. Pierwszą znajdziesz pewnie we własnym domu. Dla osób urodzonych po 1945 r. nie powinno być to problemem. Dostali ją niejako z urzędu w chwili narodzin. Metryka ślubu też się pewnie znajdzie, jak nie swoja, to rodziców. Jeśli dziadków już nie ma, to rodzice zapewne mają akt zgonu. To pierwsze dokumenty i pierwsze weryfikacje zebranych danych.

Po brakujące metryki trzeb się będzie wybrać lub napisać do odpowiedniego urzędu. Znajdziesz je w Urzędzie Stanu Cywilnego, właściwej parafii, Archiwum Parafialnym lub Diecezjalnym oraz u ...... Mormonów, ale wszystko w swoim czasie. Pamiętaj, że polskie prawo ogranicza (utrudnia) dostęp do danych Urzędów Stanu Cywilnego (USC) młodszych niż 100 lat. Możesz uzyskać odpis takiego aktu tylko swojego rodzeństwa oraz przodków w prostej linii: rodziców, dziadków, itd. Mało tego, to jeszcze będziesz musiał podać im maksymalnie przybliżone dane (bo inaczej nie znajdą) i udowodnić swoje pokrewieństwo. Nie martw się, to normalne - w polskim urzędzie nie raz przyjdzie Ci udowadniać, że nie jesteś wielbłądem.

We wszystkich jednak przypadkach i urzędach występuje rejonizacja. To znaczy, że musisz znać dokładne miejsce zdarzenia (urodzenia, ślubu, zgonu), by określić urząd, który posiada potrzebne dokumenty. I to jest miejsce, gdzie od razu przydadzą się zebrane podczas rozmów informacje. Najlepiej prześledzić, to na konkretnym przykładzie.

Załóżmy, że szukamy aktu urodzenia nieżyjącej osoby, z około 1925 roku. Jedno źródło mówi, że urodziła się w miejscowości Jelcza a drugie, że to Ludwinów. Oba dodają, że koło Kielc. Praktyka podpowiada, by stawiać na starsze źródło, ale pewności mieć nie można. Oczywiście można zajrzeć do aktu zgonu. Jednak widniejące w nim miejsce urodzenia osoby wcale nie musi być zgodne z prawdą. Zwykle w takiej chwili od razu łapiemy za atlas, żeby chociaż zobaczyć, gdzie to jest. Na szczęście mamy internetową wersję atlasu <<<mapa>>>. Nie jest źle. Wprawdzie oprócz samej Jelczy jest jeszcze Jelcza Mała i Wielka, ale obydwie obok siebie, więc pewnie w jednej parafii - innej jednak niż sama Jelcza. Trochę gorzej sprawa wygląda z Ludwinowem <<mapa>>. Dwadzieścia dwie miejscowości o tej samej nazwie, z tego spokojnie połowę można zaliczyć do "koło Kielc". Trzeba by sprawdzić każdą. Teraz już wiesz, czemu tak ważna jest rozmowa z dziadkami?

Trzymajmy się na początek Jelczy. Zwykła polska wieś, 680 mieszkańców. Jest tam pewnie sklep, może szkoła podstawowa, może kościół i tym samym parafia. Ale niekoniecznie - nie każda wieś ma kościół i nie każda wieś to parafia. Internetowy atlas podpowiada, że Jelcza należy do gminy Charsznica. Inny sposób na znalezienie odpowiedniej gminy to Portal Samorządowy <<strona>>. Gmina ma nawet stronę, ale dość skromną. Nie ma tam nawet telefonu do Urzędu Gminy, a właśnie tam trzeba znaleźć USC, który będzie miał Księgę Stanu Cywilnego, na podstawie, której wystawi nam metrykę urodzenia poszukiwanej osoby - prawdopodobna data urodzenia, to rok 1925, więc księga powędruje do Archiwum Państwowego dopiero za 20 lat!

Tak naprawdę, to jest to łatwy przykład. Miejsce, chociaż to mała wioska, jest dość dokładnie określone - "koło Kielc". Co jednak w przypadku, kiedy nie mielibyśmy tego określenia? Co jeśli wskazówka mówiłaby "gdzieś na wschodzie" lub podawała równie nic nie mówiącą nazwę "koło X"?. Wtedy należy zapomnieć o internetowym atlasie. Należy też zawsze o nim zapomnieć, kiedy poszukiwany rejon mógł znajdować się na terenach nieleżących obecnie w granicach Polski. Szczególnie należy być czujnym, kiedy jest mowa "na wschodzie".

Czytaj część trzecią...